Ta strona używa plików cookies.
Polityka cookies    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
Kocham Radzyń Podlaski

  Kochamy nasze miasto i jesteśmy z niego dumni!

KULTURA I HISTORIA

Józef Korycki - Podlaski Janosik

Anna Wasak

Kim był? Samotnym wilkiem, walczącym z systemem komunistycznym, czy kryminalistą? Ideowcem czy bandytą? Kradł, napadał, rabował - ale zastrzegał, że tylko "pieniądze komunistyczne", a łupy rozdawał biednym chłopom. Może więc zasłużył na miano współczesnego Janosika?

Sam określał się jako antykomunista, milicja ścigała go listami gończymi, w stanie wojennym stał się „wrogiem publicznym numer 1” PRL, do ostatniej obławy zaangażowano wielkie siły, za to ludność darzyła wielką sympatią, pomagała, dawała schronienie. Bohater czy kryminalista – na pewno postać nietuzinkowa, niejednoznaczna, wzbudzająca do dziś emocje.

O Koryckim opowiada ....jego współwięzień

Powód do podjęcia tematu to niecodzienni goście drugiego "Spotkania u Hrabiego" organizowanego w Radzyniu Podlaskim przez Instytut Bronisława Szlubowskiego. Na zaproszenie Dariusza Magiera do Pałacu Potockich przybyli Ernest Szum i Marek Kamiński - autorzy książki "Janosik Podlaski. Józefa Koryckiego prywatna wojna z komunizmem".

Z kilku względów było to spotkanie niezwykłe. Wcześniej współautorzy kontaktowali się ze sobą tylko przez internet – po raz pierwszy na żywo spotkali się z okazji wizyty w Radzyniu. Jeden z nich – Marek Kamiński z wykształcenia socjolog, obecnie profesor nauk politycznych i matematyki stosowanej na Uniwersytecie Kalifornijskim, spotkał Koryckiego osobiście w... więzieniu. Jako więzień polityczny skazany za opozycyjną działalność wydawniczą (kierował wydawnictwem "STOP", które w stanie wojennym wydało 35 pozycji w nakładzie ponad 100 tys. egzemplarzy) ponad trzy tygodnie na przełomie kwietnia i maja 1985 roku przebywał z nim w jednej celi. Zdobył jego zaufanie i gdy inni więźniowie wychodzili z ciasnej, przepełnionej, dusznej celi na godzinny spacer, on w tym czasie zostawał z na pół sparaliżowanym Koryckim i słuchał jego wersji wydarzeń. Wzmiankę o nietuzinkowym współwięźniu zamieścił w książce "Gry więzienne" poświęconej polskiemu więziennictwu z lat 80. Tam odnalazł ją Ernest Szum z Białej Podlaskiej, którego przed laty zaintrygował list gończy za Józefem Koryckim. Zbierał notatki z ówczesnej prasy na jego temat, ale były one jednostronne, ukazywały Józefa Koryckiego z punktu widzenia ówczesnej władzy. - W znakomitej większości mogły być jedną z technik operacyjnych milicji – oceniał Ernest Szum. Temat musiał odczekać, aż do epoki internetu, dzięki któremu dotarł do prof. Marka Kamińskiego. - Podczas syntezy zebranych materiałów wyłonił mi się obraz człowieka diametralnie inny niż z notatek prasowych – dodał współautor książki. - Był to człowiek niezwykły, ale dyskredytowany przez komunistów w każdej sferze jego życia w PRL-u. W ostatnich latach jawi mi się jako człowiek silny, szlachetny, który wyrzekł się prywatnego życia, więzów międzyludzkich. Był samotnikiem. Jego walka z komunizmem była walką samotnego wilka z góry skazaną na porażkę. Stracił wszystko. Ale jego niezłomność, wiara, konsekwencja w tym, co robił, jest też w moich oczach jego zwycięstwem – mówił Ernest Szum.

Bandyta czy bohater?

Józef Korycki urodził się w Radzyniu Podlaskim (1933 lub 34), tu zdał maturę, chciał studiować historię, ale na uczelnię się nie dostał z powodu akowskiej przeszłości ojca. Zdezerterował z wojska. Za to po raz pierwszy zaliczył kilkumiesięczną odsiadkę w więzieniu. Po uwolnieniu zajął się specyficzną walką z komunizmem - okradał sklepy GS, sołtysów i innych przedstawicieli PRL-owskiej władzy, pociągi, a nawet cmentarze (w 1965 r. włamał się do krypty grobowej w kaplicy Szlubowskich). Łupy to najczęściej – jak to określał "własność komunistyczna" – państwowa lub spółdzielcza (prywatnej nie kradł, broni używał do zastraszania) i dzielił je między potrzebujących – mieszkańców wsi. . Podkreślał, że jest antykomunistą. To przyczyniło się do jego legendy jako współczesnego Janosika - pogromcy komunistów i dobroczyńcy ubogich.

Gdy 1979 roku po raz kolejny wyszedł z więzienia, zajął się ponownie napadami i kradzieżami. Wcześniej obywało się bez ofiar – wystarczało, że postraszył bronią. W stanie wojennym stał się wrogiem nr 1 dla władz. Planował wykolejenie pociągu z radzieckimi żołnierzami z Legnicy, odradzili mu to działacze "Solidarności".

Po kilku nieudanych obławach został wreszcie osaczony w lesie przez milicję i wojsko 14 maja 1982 roku. Polowało na niego kilkuset milicjantów i żołnierzy, pojawiły się helikoptery i pojazdy opancerzone. Został ranny w głowę. Wersja milicyjna mówi, że od postrzału kogoś z obławy. Sam Korycki opowiedział Markowi Koryckiemu inną wersję. - Nie chciał strzelać do młodych milicjantów, uważał ich również za ofiary systemu. Przeżegnał się i krzyknął "Niech żyje Polska!" i strzelił sobie w głowę z nagana.

Obudził się po czterech dniach w szpitalu. Okazało się, że rana nie była śmiertelna, kula utkwiła między półkulami mózgu i spowodowała częściowy paraliż. Nie mógł w tym stanie stanąć przed sądem. Nie chciał poddać się operacji, bo wiedział, że oznacza dla niego śmierć: albo na stole operacyjnym, albo w wyniku wyroku sądu. Do końca życia z kulą w głowie przebywał w więzieniu na Rakowieckiej, szykanowany przez administrację, a szanowany przez współwięźniów. Miał nadzieję, że doczeka upadku komunizmu i obejmie go amnestia. Jednak do 4 czerwca 1989 r. zabrakło mu ponad trzech lat. Zmarł prawdopodobnie w 1986 i prawdopodobnie jest pochowany w Radzyniu.

Dramatyczna, niejednoznaczna historia

Marek Kamiński określił historię Koryckiego jako dramatyczną, mającą różne narracje: inna była wersja oficjalna, rozpowszechniana przez milicję (np. w piśmie "W służbie narodu", "Policja") - według której był on groźnym bandytą, niebezpiecznym dla obywateli, działającym na szkodę zwykłych ludzi, a bohaterscy policjanci ujęli go i to oni go postrzelili. Jest też wersja samego Koryckiego opisana przez Marka Kamińskiego.

- Wiele faktów wskazuje na to, że milicyjne relacje, powtarzane do dzisiaj, są fałszywe - podkreśla Ernest Szum i podkreśla, że w środowisku, w którym przebywał, był akceptowany i mocno wspierany, dawano mu gościnę, ostrzegano przed policją, przekazywano ukrytą po okupacji broń, chłopi chcieli mu dać nawet czołg T-34, ale nie skorzystał z darowizny, bo nie miał paliwa ani pocisków. Ale jednocześnie np. W Radzyniu były domy, gdzie straszono nim niegrzeczne dzieci.

Również w więzieniu zdobył sobie autorytet na tyle, że współwięźniowie prosili go o rozstrzyganie sporów. Umieszczono go w celi z umysłowo chorym, który został skazany za uduszenie całej rodziny. Być może prokurator miał nadzieję, że "świr" rozwiąże problem Koryckiego. Ale się przeliczył – współwięzień z nim rozmawiał, nawet mu pomagał.

- Czy był zatwardziałym ideowym antykomunistą i to może usprawiedliwiać jego kryminalną działalność? Różnie można to oceniać. Dla jednych cel uświęca środki, dla innych nie - spuentował Ernest Szum.

Fot. Paweł Żochowski

Komentarze obsługiwane przez CComment

Kategoria: