Ta strona używa plików cookies.
Polityka cookies    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
Kocham Radzyń Podlaski

  Kochamy nasze miasto i jesteśmy z niego dumni!

Atak na Radzyń

Robert Mazurek

Cudze chwalicie, swoje poznajcie... (cz. 79)

Przebieg historycznej nocy styczniowej w Radzyniu szczegółowo opisał Józef Piłsudski w książce pt. „22 stycznia 1863 r.”. Przyszły Naczelnik Państwa, wychowany w cieniu klęski tego powstania, był badaczem styczniowego zrywu. Przy pisaniu publikacji korzystał m.in. ze wspomnień „Dla moich wnuków” autorstwa Bronisława Deskura, który dowodził powstańczymi walkami w Radzyniu. Na podstawie książki Piłsudskiego powstała czytanka „Atak na Radzyń”. Znalazła się ona w szkolnym podręczniku dla klasy IV szkoły powszechnej (podstawowej) pt. „W służbie Ojczyzny”, który zredagowała Julia Kisielewska. Szczegółowo relacjonuje ona wydarzenia nocy z 22 na 23 stycznia 1863 roku w Radzyniu.

Poniżej cytuję pełny tekst czytanki, z zachowaniem oryginalnej pisowni...

Dziedzic Horostyty, pan Deskur, musiał prowadzić atak na Radzyń. Po drodze dla pewności, bo był sam jeden, jak palec, zabrał ze sobą Jerzmanowskiego, człowieka starego, kiedyś, w 48-ym roku, za spiski zesłanego na Syberję. Mrok zapadał, mokry śnieg począł sypać. Jerzmanowski został na skrzyżowaniu dróg, Deskur zaś sam udał się na skraj lasu, skąd mógł z dala obserwować Radzyń i spotkać spiskowych mieszczan radzyńskich.

Chwila za chwilą mijały w przykrem oczekiwaniu. Niepewność gryzła pana majora. Aż tu nagle nieszczęście: zbliżał się turkot szybko jadącego wozu, rozległy się dźwięki trąbki, po chwili padły dwa strzały, a koło zdumionego majora w pełnym cwale przemknął wóz z dwoma żołnierzami rosyjskimi.

– Wszystko stracone – oto pierwsza myśl, która przemknęła przez głowę nieszczęśliwego majora. Włosy mu dębem stanęły na głowi, a język kołkiem w ustach. Miał jednak tyle hartu i odwagi, by straconego, jak mu się zdawało, posterunku nie opuścić. I znowu naczelnik siły zbrojnej parę godzin spędził pod krzakiem w oczekiwaniu swych ludzi. O 11-ej wieczorem doczekał się swego przyjaciela Jasińskiego, który z Horostyty przyprowadził na punkt zborny stu kilkudziesięciu ludzi i trochę broni: 40 dubeltówek i 100 kos. O 12-ej nareszcie zjawili się dawno oczekiwani mieszczanie z Pyrkoszem i Prądzyńskim na czele, z gołemi rękami, nawet bez siekier. Niektórzy otrzymali kosy, reszta poszła z drągami.

Nowiny z miasta były uspokajające. Oficerowie, w dwóch miejscach zebrani, grali w karty i hulali, żołnierze spali snem sprawiedliwych. Co prawda, wobec braku koni w oddziale panowało przygnębienie, lecz pan major opanował ludzi i wydał rozkazy: >>Przede wszystkim wziąć w swoje ręce naczelników<< – brzmiało polecenie.

Pyrkosz miał prowadzić mieszczan na jedno z mieszkań, gdzie byli zebrani oficerowie. Otoczyć ich, ubezwładnić i postąpić z nimi, jak nakażą oficerowie spiskowi – oto było jego zadanie. Drugiej części oddziału Michałowski miał użyć do ujęcia głównego komendanta wrogów, jenerała Kannabicha, który u oficera żandarmów grał w karty. Wreszcie na główną kwaterę i koszary artylerji sam pan Deskur prowadził resztę oddziału: 14 strzelców i 40 kosynierów. Rozpoczyna Pyrkosz, który dla dania sygnału innym zapali słomę, złożoną dla artylerji w rynku.

Tak ułożono plan cały, i wyprawa ruszyła na miasteczko, migocące w mglistej dali paru świetlanemi punktami. Pyrkosz, który dla dodania sobie animuszu był sobie trochę podchmielił, zapalił słomę w rynku, otoczył mieszkanie z oficerami i tam, wszedłszy do środka, zwrócił się do zebranych z długą i zawiłą przemową. Major Borodin, najstarszy oficer wśród zebranych, odrazu wyraził zgodę na propozycje apostoła pokoju, a uśpiwszy jego czujność, wysłał ordynansa po żołnierzy. Po krótkiej chwili pozornego zbratania się wybuchnęła nagle ostra, bezwzględna walka. Sprowadzeni żołnierze wcale nie pokojowo wpadli na Polaków. Zakłuty bagnetami padł Pyrkosz wraz z większością swoich podkomendnych.

Michałowski szybciej sobie poradził z Kannabichem. Ciężko ranny generał i sterroryzowani oficerowie, przy nim obecni, zostali usunięci z pola walki.
Warta główna i straż przy armatach jednem gwałtownem uderzeniem Deskura została rozproszona. Część legła pod uderzeniami kos, reszta rozbiegła się w panicznym strachu. Działa i jaszcze bezbronne stanęły do dyspozycji zwycięzców. Lecz jak ruszyć je z miejsca. Konie były tuż obok w stajni. Lecz żołnierze, widząc, co się święci, już zamknęli drzwi i z różnych otworów zaczęli bezładny, lecz huczny ogień na powstańców, oświetlonych blaskiem płonących w rynku stert słomy.

Jeszcze chwila oporu i rozpaczliwego wysiłku, by zwycięstwo, które się już Polakom uśmiechało, przechylić na swoją stronę.

Lecz już z innej strony szła odsiecz oblężonym Rosjanom. Część piechoty, po załatwieniu się z Pyrkoszem i jego ludźmi, oswobodziwszy oficerów, ruszyła na jedyną teraz siłę polską, walczącą koło stajen artyleryjskich. Zabici i ranni padali gęsto. Wreszcie siła moralna wyczerpała się i wszystko rozprysło się w różne strony.

Deskur z wiernym przyjacielem, Jasińskim, zrozpaczeni, pełni zwątpienia o siłach powstania i możliwości powodzenia, sami zostali pod miasteczkiem.

Na punkcie zbornym, wyznaczonym zawczasu w razi niepowodzenia, nie było nikogo.

 

Bronisław Deskur (1830-1895) i jego wspomnienia „Dla moich wnuków”

 

Przedwojenny podręcznik dla IV klasy szkoły powszechnej, w której znalazła się czytanka „Atak na Radzyń”. Jej pierwowzorem była książka pt. „22 stycznia 1863 r.” autorstwa Józefa Piłsudskiego

 

Komentarze obsługiwane przez CComment

Kategoria: